Mam nadzieję, że koledzy z klubu nie obrażą się jak znowu pochwalę się swoimi wakacyjnymi przygodami w wątku klubowym.
A więc udało mi się spędzić urlop z rodzinką w Bieszczadach. W dniu wyjazdu zakpiłem namiot i heja. Z trójką małych dzieci pod namiotem? A czemu by nie zważywszy że kemping ful wypas wyposażony. Jak coś to polecam
http://www.diablagora.com.pl/index.php?lang=pl - położony nad Sanem i Tyrawką.
Pierwszych parę dni upał i w przerwach między kąpielą uprawiałem na Tyrawce muchowanie łowiąc małe kleniki (choć był i taki rodzynek 40 +) oraz pstrążki. Mimo niewielkich rybek satysfakcja z łowienia w takim potoczku ogromna. Po paru dniach pobytu zrobiło się ciut chłodniej i to był impuls do rannego wstawania. Pięć razy udało mi się połowić o wschodzie słońca w godzinach 5 - 8 tak, co by rodzinka za bardzo nie ucierpiała. Tylko ostatniego dnia nie miałem brzany na brzegu. Generalnie sporo brań i sporo ryb na wędce jednak te większe nie dały sobie zrobić fotki. Wszystkie ryby na woblery - Gajosika, Widła i moje paskudztwa a przedział rozmiarowo to od około 55 do około 70. Oczywiście wszystkie rybki pływają dalej.
Głównie łowiłem sam dlatego o dobre fotki ciężko - samowyzwalacz, pilot lub napotkany wędkarz służyli pomocą.
Kilka fotek "wędkarskich" z wyjazdu pod linkiem:
http://postimg.org/gallery/33prze83y/