Zimne jazie

 

Zimne jazie


    Gdy większość wędkarzy ugania się za sandaczami i szczupakami zaczynam jaziowe podchody. Zazwyczaj przekonującym mnie argumentem do tego typu łowienia jest moment, gdy bolenie zaprzestają żerować do tego stopnia, iż regularne ich łowienie mnie zniechęca…

    Kolejny dzień nad rzeką zbliża się ku końcowi. Żadna ryba nie przygięła nawet porządnie 17 lb. kija. Tłoczno jak na zawodach wędkarskich. Jak oni kochają beretować te małe sandacze. Takie jesienne przyzwolenie PZW. Ręce zgrabiałe od zimna. Próbuję wyjąć kluczyki z kieszeni. Wsiadam do auta, a ostatnie spojrzenie na królową Polskich rzek zdradza wszystko. Dociera do mnie, że to już ten czas. Po mych plecach przechodzi zimny dreszcz. Wracam do domu. Wyjmuję zza szafy 3 metrowego Batsona, podczepiam kołowrotek z cienka żyłką i już po mnie… przepadłem. Zaczyna się najwspanialszy dla mnie moment „Zimne Jazie”. Spoglądam na kij i zastanawiam się jak będzie tym razem, czy stany wody nie zwariuje, czy ryby nie zeszły, czy nie dowali siarczysty mróz. Oj tam, co ma być to będzie, najwyżej zszyję rozdarte neoprenowe śpiochy. Pozostało tylko coś wystrugać ze sterem, pomalować i wstać skoro świt.

    Tak jest co roku. Większość ludzi gdy jest od czegoś uzależniona za żadne skarby się nie przyzna. Natura ma w sobie coś co uspokaja. Mi ten spokój jest potrzebny jak powietrze. Samotne przemierzanie kilometrów ze spinningiem w ręku, podróże przez pół Polski w celu odnalezienia się na obcej wodzie, to jest to co kocham. Wędkarstwo… Ktoś powiedział, że służy do przełamywania barier pokoleniowych. Ja rzekłbym, że tych barier i innych jest znaczna ilość.

    Gdy większość wędkarzy ugania się za sandaczami i szczupakami zaczynam jaziowe podchody. Zazwyczaj przekonującym mnie argumentem do tego typu łowienia jest moment, gdy bolenie zaprzestają żerować do tego stopnia, iż regularne ich łowienie mnie zniechęca. Wtedy całą swą uwagę skupiam na wytypowaniu miejsc na pewnej średniej nizinnej rzece. Rzeka zawsze się zmienia lecz wprawiony obserwator czyta z niej jak z książki. Temperament nurtu na każdym odcinku nie jest jednakowy i to jest jeden z głównych powodów warunkujących czy ryby są czy ich nie ma w zimnych porach roku. Niedawno spotkałem się z opinią, iż czytanie rzeki to bajka, że trzeba mieć swoje miejscówki i się ich trzymać… Ciekawe co na to Andersen. Woda jest chłodna, co za tym idzie metabolizm ryb jest spowolniony. Ryby przystępujące do tarła wiosną mają sobie to jednak za nic i żerują. Jazie proporcjonalnie do masy ciała mają wysoki udział gonad. Najlepiej widoczne jest to u samic. Aby gonady bez przestojów prawidłowo się rozwijały ryba potrzebuje pokarmu. Roślinność pogniła, większość ulubionych mięczaków jest gdzieś pozagrzebywana, owadów nie ma, pozostały głównie tylko kiełże, pijawki i jakieś małe pływające robaczki wielkości 3-4 mm., których nazwa mnie strasznie nurtuje. Jest nisza pokarmowa, a potrzeby są.

    Jazie stają się drapieżne. Atakują podrośnięty wylęg płoci, uklei i swoich krewniaków. I w tym momencie z pomocą wędkarzowi przychodzą mikro przynęty. Twisterki, ripperki, obrotóweczki i woblery. Osobiście jestem zdania, że najskuteczniejsze są woblery, choć znajomi mają też wyniki na małe twisterki. Najważniejsza jest praca przynęty. Jaź jest wybredną rybą w ciepłych porach roku lecz to się zmienia, gdy nastaje owa nisza pokarmowa. Wtedy każdy obiekt nadający się do połknięcia wydający falę hydroakustyczną skuteczniej prowokuje. Nie ma jednak róży bez kolców… Jest to silnie powiązane z temperaturą wody. Gdy woda w rzece ma jeden stopień ciężko je sprowokować. Woblery robię sam, gdyż na rynku masowym tworzonych „pod oko” nie ma dobrych, które dawałyby regularność łowienia. Zazwyczaj są tonące o wielkości od 15-25 mm. Druciane kotwiczki Ownera w rozmiarach 12-14 nie pozwolą na zbyt dużą liczbę niespodzianek podczas holu. Przy tak małych wabikach stosuję matchową żyłkę 0,12 co w zupełności wystarcza. Miękki kij do ok. 15 gram wyrzutu i kołowrotek 2500 uzupełniają zestaw. Na końcu żyłki najmniejsza agrafka, choć ich w sklepach wędkarskich jak na lekarstwo. No tak, zapomniałem, każdy łowi tylko wielkie ryby. W ciepłych porach roku Idusy żerują w każdej partii wody. Zachowanie to się zmienia z ochłodzeniem. Ryby są przy dnie w bliskim sąsiedztwie nurtu od którego nie stronią nawet w trzaskający mróz. Częstym gościem wtedy na wędce są również klenie, płocie oraz jelce które chyba lubią wzajemne towarzystwo.

    Zapewne wiele osób sądzi, iż to za delikatne łowienie. Nic bardziej mylnego. Żyłka o tej średnicy dobrej jakości wytrzymałości ma ok. 2 kg i do tego miękki kij z dobrze ustawionym hamulcem, amortyzacja na światowym poziomie – Monroe by się nie powstydził. Ryby są ospałe więc walka jest wolniejsza, zazwyczaj nie wyciągają żyłki z hamulca i sprzęt robi wszystko za nas. Podstawą jest aby się nie spieszyć oraz nie unosić szczytówki do góry. Zniechęci to jazia do standardowego chlapania, a tym samym pozwoli złowić kolejne ryby w danym miejscu. Jaź nie jest typowym drapieżnikiem, tak więc bardzo często zacina się za przysłowiową skórkę, a wtedy swoje zalety potwierdza używanie tego typu sprzętu.

    A jak się mają warunki atmosferyczne do brań? We wcześniejszych latach gdy wiało i padał śnieg z deszczem brały zdecydowanie częściej klenie. Gdy pogoda była stabilna bez wyraźnych wahań brały jazie. Gdy spadało ciśnienie brały jazie. Gdy szedł wyż i wychodziło słońce brały jazie na płytkich płaniach w bliskiej okolicy zielonych lub podgniłych roślin. Trudno Mi coś wywnioskować bardziej konkretnego ponieważ obserwuję jak ciągle zmienia się rzeka a co za tym rybostan. Ryby wchodzą z dużych rzek do mniejszych na okres tarła i tam po fakcie pozostają lub nie.

    Gdzie szukać? Najlepszymi odcinkami są przełamania zakrętów. Gdy podmyta burta przechodzi w płytką, wewnętrzną cześć kolejnego zakrętu. A gdy słońce w ciągu dnia bez problemów operuje na tą płań, to jesteśmy w domu. Wtedy pozostaje łowić, a efekty przyjdą same. Innymi dobrymi miejscami są prostki z zalanymi trzcinami lub inną roślinnością podczas wiosennego przyboru. Ryby w takich miejscach czekają tylko na bodziec w postaci temperatury wody i trą się. Nim do tego dojdzie można je próbować przechytrzyć. Warto uważnie przyglądać się układom wody. Trafne wytypowanie cieni za prądowych wychodzących ku powierzchni szybko zaowocuje sukcesem. Nad rzeką trzeba zachowywać się bardzo cicho. To, że ryby są ospałe niczego nie wyklucza. Rzeczne ryby są bardzo ostrożne, tym bardziej gdy jest czysta woda. Jak prowadzić woblera? Najlepiej stacjonować powyżej miejsca gdzie się spodziewamy ryb. Wykonuję rzut na rzekę i pozwalam woblerowi trochę spłynąć. Następnie napinam żyłkę i czekam, aż balon z wypuszczonej żyłki zniknie. Gdy to się stanie podwijam woblera i czekam aż wpadnie w odpowiedni rytm. Przy niżej modułowych spinningach nie czuć zbyt wyraźnie drgań woblera na dalekich odległościach lecz można spoglądać na ugięcie szczytówki. Trzeba bacznie obserwować co się dzieje z przynętą gdyż woda często niesie różne trawki, listki itp., które to napływając gaszą pracę przynęty. Najczęściej brania następują w stójce pracującego woblera. Jest to typowe dla jazi, a nawet można powiedzieć, że taki znak firmowy. Pierwsze przeciągnięcia woblerem staram się wykonać jak najdalej od brzegu, przy kolejnych ta odległość się zmienia. Gdy tak obłowione miejsce nie daje rezultatów idę w kolejne choć nie jest to zasadą. Czasem po prostu czuję, że ryby są i dadzą się sprowokować do brania właśnie tu. Wtedy wielogodzinne stanie w jednym miejscu przynosi efekty, choć nie zawsze.

    Kilka lat temu gdzieś znalazłem w internecie, że można skutecznie łowić jazie w zimie na mikro przynęty. Od tamtej pory doskonaliłem się w tym, a lakoniczne odpowiedzi znających temat pogłębiały mą zawziętość. Godziny o kiju nad wodą dopiero teraz procentują. Człowiek nauczył się wyrozumiałości, cierpliwości i dystansu do siebie. Jedna z lepszych szkół, której wciąż nie ukończyłem. Trzeba eksperymentować i wierzyć w to co się robi. W obecnych czasach trzeba wychodzić przed szereg, a najlepszą przynętą jest ulubiona. Tylko takie działania dają efekty. Przeciwnikowi należy się szacunek, tak więc dbajmy o to, by zbyt nie poobcierać złowionych ryb przed wypuszczeniem. Zdjęcia robić jak najszybciej choć o tej porze roku atutem jest temperatura. Taki rodzaj łowienia ma swój niepowtarzalny klimat. Łowiący pstrągi i trocie zawsze się tym chwalą, lecz nie każdy ma możliwość. Każdy wędkarz na nizinnych rzekach w okresach ochronnych wiadomych gatunków ryb jest swoistego rodzaju strachem na wróble. Czasem warto dać łososiowatym odetchnąć i spróbować czegoś nowego, tym bardziej, że aura sprzyja.

Pozdrawiam i połamania

Jakub Podleśny

zdjęcia pochodzą ze strony autora

http://fishingjp.hpu.pl/