Pan Lin.
Moderator: Malak
Pan Lin.
Mój tegoroczny urlop planowałem od dawna. Miał składać się jakby z dwóch odsłon - pierwsza, wędkarska, spędzona na Mazurach i druga, turystyczno-wypoczynkowa, nad Bałtykiem. Wyjazd z gatunku tych, we dwoje. Na całe szczęście moja druga połówka nie należy do kobiet, przeciwnych naszemu hobby, zatem obyło się bez trudnych pertraktacji i mogliśmy spokojnie przygotowywać ekwipunek do wyjazdu.
3-go sierpnia po północy meldujemy się na działce. Nigdy tu jeszcze nie byłem, więc po nocy, z latarką na czole, robię obchód włości. Już mi się podoba...
Poniedziałek poświęcam na przygotowanie sprzętu wędkarskiego i donęcenie łowiska (miejscówka była już wcześniej zasypywana kukurydzą). Jednocześnie leniuchujemy na pomoście i pływamy w jeziorku.
Widok na jezioro.
Dzień mija beztrosko. Wieczorem udajemy się na pomost z puszką kukurydzy i wędką dla mnie oraz książką dla mojej Marty. Chwila na ustalenie gruntu i już spławik pojawia się na tafli jeziora. Kolejna chwila i chowa się pod wodę. Pierwsza płoć (ok. 25 cm) ląduje na pomoście. Następną są tylko kwestią czasu. Widać, że kukurydza posmakowała rybkom ale prawdziwe wędkowanie miało zacząć się od następnego ranka...
Nad wodą pojawiam się ok. 4:30. Zastaję takie oto klimaty
Poranek.
Rozkładam dwie wędki. Na jednej pojawia się kukurydza a na drugiej czerwony robaczek. Za moment, w miejscu, gdzie przez ostatnie dni trafiała kukurydza, pojawiają się dwa wagglery. Na brania nie muszę długo czekać. Regularnie na pomoście meldują się płocie, wzdręgi i krąpie. W pewnym momencie brania ustają, a w obrębie łowiska pojawiają się pęcherze powietrza... Branie następuje po ok. 10 min. Nie jest już takie energiczne, szarpane tylko powolne i majestatyczne. Tnę i... czuję spory opór. Hol na delikatnym zestawie (przypon 0,12) czegoś nieznanego, na nieznanej jeszcze wodzie, dostarcza nie małych emocji. Po chwili do podbieraka podprowadzam jegomościa... lina.
Pierwszy +40cm.
Dawno nie widziałem w rilu takiej rybki. Jest śliczna. Odpinam ją i wypuszczam zadowolony. Jest chwila na łyk browaru i dorzucenie kukurydzy. Bąblowanie nie ustaje ale drobnica nie bierze... Kolejne kilkanaście minut i mam powtórkę z rozrywki. "Ślamazarne" branie i kolejny lin na haczyku. Tym razem ciut mniejszy.
Coś pod 4 dychy.
Tego poranka, wspomniany wyżej scenariusz powtarzał się jeszcze kilka razy. W sumie udało mi się wyjąć 4 ładne liny i kilkanaście płoci, wzdręg i krąpi. Około 9:00 zakończyłem wędkowanie z myślą - "Jutro też jest dzień."
Kolejny dzionek ponownie witam ok. 4:30 na pomoście. I tu nachodzi mnie chwila zdziwienia (wczoraj z powodu zachwytu linami, chyba tego nie zauważyłem). Jak okiem sięgnąć po linii brzegowej jeziora - nie ma nikogo! Nikt nie wędkuje! Czyżbym trafił na jakiś zapomniany skrawek ziemi?? Cóż, będę się nad tym zastanawiał podczas braku brań, gdzieś w Małopolsce, a tymczasem wczorajsze wyniki motywują mnie do działania. Plan jak wczoraj. Szybkie rozkładanie wędek, kukurydza na hak i zestawy lądują w wodzie. Otwieram Tyskie i delektuję się chwilą... nie długo jednak. Schemat jak wczoraj. Kilka płoci, jakaś wzdręga, zabłąkany krąpik i przerwa w braniach... Są!!! Bąble na powierzchni pojawiają się chwile po 5:00. Na branie nie muszę długo czekać. Hol się wydłuża, czyżbym miał coś większego niż dotychczas??
+45 cm
Ryba wraca do wody a na mej twarzy pojawia się uśmiech. Mógłbym już kończyć wędkowanie... Łyk piwka i ustawiam zestaw. Pora jeszcze wczesna więc szansa na kolejnego "zielonego" nie mała. I były. Jeszcze dwa, bliźniacze czterdziestaki.
Jeden z nich.
Kolejnego dnia nie brały albo opuścił mnie fart. Ryby były w łowisku, "bąblowały" a ja zanotowałem tylko dwa "ospałe" brania. Obydwa spudłowałem. Za to, na osłodę połowiłem ładnej płoci. Takiej pod 30 cm. Jednak satysfakcja nie ta sama... ;)
Następny dzionek był już dużo lepszy. Powiedziałbym nawet, że miałem dzień konia. Chyba każde, linowe branie kończyło się skutecznym zacięciem. Co innego hol... Dwa razy poszedł przypon (który, podczas wędkowania zmieniłem na oczko wyżej 0,14) i miałem jedną spinkę. Nie przeszkodziło mi to jednak wyholować 7 linów, w tym był on - Pan Lin. Walczył zaciekle i za cholerę nie dawał oderwać się od dna. Każde podholowanie w okolice podbieraka kończyły się odjazdem na hamulcu. W końcu jednak skapitulował...
Pan Lin - 5 dych z hakiem jak złoto.
I mógłbym Wam jeszcze dwa razy opisywać te same zmagania. Niestety, większego, ani nawet równie dużego lina już do końca wyjazdu nie złowiłem. Było ich jeszcze kilka, ale max. delikatnie ponad 40 cm.
Zachód nad moim Jeziorkiem.
Ostatniego wieczora, siedząc na pomoście z wędką w ręku już wiedziałem, że działka i liny wejdą do mojego stałego repertuaru wyjazdów wędkarskich. Oby tylko nic nie stawało na przeszkodzie, by te plany realizować a obiecuję, że i w przyszłym roku postaram się pochwalić złocistozielonymi potworami z głębi mojego "eldorado".
Podsumowując w 6 dni złowiłem ok. 30 linów z czego dobre kilkanaście nadawało się do obfotografowania (czyli miały powyżej 35 cm). Jak na wodę pod egidą PZW to chyba nieźle. Życzył bym sobie i Wam również, aby każdy zbiornik, związkowy czy też prywatny, darzył rybami choć w połowie jak to "odkryte" przeze mnie jeziorko. Czy to aż tak wiele... ??
P.S. Z czysto kronikarskiego obowiązku dodam jeszcze, że jednego dnia, po porannych połowach i śniadaniu postanowiłem popływać ze spiningiem. Efektem tego, stricte południowego wyjazdu (bez opalania by nie przeszedł ) były dwa szczupaczki pod wymiar i ze 20 okoni (max 25 cm). Jakościowo niezbyt ale to nic, nie czas i pora na drapieżnika. Za to mam kolejny pretekst, żeby kiedyś, na jesieni, wybrać się nad moje jeziorko w poszukiwaniu cętkowanego drapieżcy...
3-go sierpnia po północy meldujemy się na działce. Nigdy tu jeszcze nie byłem, więc po nocy, z latarką na czole, robię obchód włości. Już mi się podoba...
Poniedziałek poświęcam na przygotowanie sprzętu wędkarskiego i donęcenie łowiska (miejscówka była już wcześniej zasypywana kukurydzą). Jednocześnie leniuchujemy na pomoście i pływamy w jeziorku.
Widok na jezioro.
Dzień mija beztrosko. Wieczorem udajemy się na pomost z puszką kukurydzy i wędką dla mnie oraz książką dla mojej Marty. Chwila na ustalenie gruntu i już spławik pojawia się na tafli jeziora. Kolejna chwila i chowa się pod wodę. Pierwsza płoć (ok. 25 cm) ląduje na pomoście. Następną są tylko kwestią czasu. Widać, że kukurydza posmakowała rybkom ale prawdziwe wędkowanie miało zacząć się od następnego ranka...
Nad wodą pojawiam się ok. 4:30. Zastaję takie oto klimaty
Poranek.
Rozkładam dwie wędki. Na jednej pojawia się kukurydza a na drugiej czerwony robaczek. Za moment, w miejscu, gdzie przez ostatnie dni trafiała kukurydza, pojawiają się dwa wagglery. Na brania nie muszę długo czekać. Regularnie na pomoście meldują się płocie, wzdręgi i krąpie. W pewnym momencie brania ustają, a w obrębie łowiska pojawiają się pęcherze powietrza... Branie następuje po ok. 10 min. Nie jest już takie energiczne, szarpane tylko powolne i majestatyczne. Tnę i... czuję spory opór. Hol na delikatnym zestawie (przypon 0,12) czegoś nieznanego, na nieznanej jeszcze wodzie, dostarcza nie małych emocji. Po chwili do podbieraka podprowadzam jegomościa... lina.
Pierwszy +40cm.
Dawno nie widziałem w rilu takiej rybki. Jest śliczna. Odpinam ją i wypuszczam zadowolony. Jest chwila na łyk browaru i dorzucenie kukurydzy. Bąblowanie nie ustaje ale drobnica nie bierze... Kolejne kilkanaście minut i mam powtórkę z rozrywki. "Ślamazarne" branie i kolejny lin na haczyku. Tym razem ciut mniejszy.
Coś pod 4 dychy.
Tego poranka, wspomniany wyżej scenariusz powtarzał się jeszcze kilka razy. W sumie udało mi się wyjąć 4 ładne liny i kilkanaście płoci, wzdręg i krąpi. Około 9:00 zakończyłem wędkowanie z myślą - "Jutro też jest dzień."
Kolejny dzionek ponownie witam ok. 4:30 na pomoście. I tu nachodzi mnie chwila zdziwienia (wczoraj z powodu zachwytu linami, chyba tego nie zauważyłem). Jak okiem sięgnąć po linii brzegowej jeziora - nie ma nikogo! Nikt nie wędkuje! Czyżbym trafił na jakiś zapomniany skrawek ziemi?? Cóż, będę się nad tym zastanawiał podczas braku brań, gdzieś w Małopolsce, a tymczasem wczorajsze wyniki motywują mnie do działania. Plan jak wczoraj. Szybkie rozkładanie wędek, kukurydza na hak i zestawy lądują w wodzie. Otwieram Tyskie i delektuję się chwilą... nie długo jednak. Schemat jak wczoraj. Kilka płoci, jakaś wzdręga, zabłąkany krąpik i przerwa w braniach... Są!!! Bąble na powierzchni pojawiają się chwile po 5:00. Na branie nie muszę długo czekać. Hol się wydłuża, czyżbym miał coś większego niż dotychczas??
+45 cm
Ryba wraca do wody a na mej twarzy pojawia się uśmiech. Mógłbym już kończyć wędkowanie... Łyk piwka i ustawiam zestaw. Pora jeszcze wczesna więc szansa na kolejnego "zielonego" nie mała. I były. Jeszcze dwa, bliźniacze czterdziestaki.
Jeden z nich.
Kolejnego dnia nie brały albo opuścił mnie fart. Ryby były w łowisku, "bąblowały" a ja zanotowałem tylko dwa "ospałe" brania. Obydwa spudłowałem. Za to, na osłodę połowiłem ładnej płoci. Takiej pod 30 cm. Jednak satysfakcja nie ta sama... ;)
Następny dzionek był już dużo lepszy. Powiedziałbym nawet, że miałem dzień konia. Chyba każde, linowe branie kończyło się skutecznym zacięciem. Co innego hol... Dwa razy poszedł przypon (który, podczas wędkowania zmieniłem na oczko wyżej 0,14) i miałem jedną spinkę. Nie przeszkodziło mi to jednak wyholować 7 linów, w tym był on - Pan Lin. Walczył zaciekle i za cholerę nie dawał oderwać się od dna. Każde podholowanie w okolice podbieraka kończyły się odjazdem na hamulcu. W końcu jednak skapitulował...
Pan Lin - 5 dych z hakiem jak złoto.
I mógłbym Wam jeszcze dwa razy opisywać te same zmagania. Niestety, większego, ani nawet równie dużego lina już do końca wyjazdu nie złowiłem. Było ich jeszcze kilka, ale max. delikatnie ponad 40 cm.
Zachód nad moim Jeziorkiem.
Ostatniego wieczora, siedząc na pomoście z wędką w ręku już wiedziałem, że działka i liny wejdą do mojego stałego repertuaru wyjazdów wędkarskich. Oby tylko nic nie stawało na przeszkodzie, by te plany realizować a obiecuję, że i w przyszłym roku postaram się pochwalić złocistozielonymi potworami z głębi mojego "eldorado".
Podsumowując w 6 dni złowiłem ok. 30 linów z czego dobre kilkanaście nadawało się do obfotografowania (czyli miały powyżej 35 cm). Jak na wodę pod egidą PZW to chyba nieźle. Życzył bym sobie i Wam również, aby każdy zbiornik, związkowy czy też prywatny, darzył rybami choć w połowie jak to "odkryte" przeze mnie jeziorko. Czy to aż tak wiele... ??
P.S. Z czysto kronikarskiego obowiązku dodam jeszcze, że jednego dnia, po porannych połowach i śniadaniu postanowiłem popływać ze spiningiem. Efektem tego, stricte południowego wyjazdu (bez opalania by nie przeszedł ) były dwa szczupaczki pod wymiar i ze 20 okoni (max 25 cm). Jakościowo niezbyt ale to nic, nie czas i pora na drapieżnika. Za to mam kolejny pretekst, żeby kiedyś, na jesieni, wybrać się nad moje jeziorko w poszukiwaniu cętkowanego drapieżcy...
Dzięki Panowie za dobre słowo
Trafiło mi się jak ślepej kurze ziarno. Woda dla mnie dzika (to był mój pierwszy wyjazd na Mazury) a do tego ja wędkarz rzeczny. Zadziałało prawo frajera. A czy trafiłem na linowe eldorado sprawdzę w przyszłym roku.
Szpadel, wybacz, ale nazwy jeziora ode mnie nie wyciągniesz. A na pewno nie na forum publicznym. Sporo ludzi czyta takie niusy i już się kilkukrotnie przekonałem, że podawanie dokładnych miejscówek w sieci nie wróży dobrze... Przykre to, ale niestety prawdziwe...
Żeby jednak nie było, żem totalny cham i egoista, napiszę, że to szeroko rozumiane okolice Augustowa. Co do kłusownictwa to nie mam bladego pojęcia jak sprawa wygląda. Jak już pisałem, byłem tam po raz pierwszy... Na tym "moim" jeziorku nie zaobserwowałem nic niepokojącego. Ale podejrzewam, że miejscowi, poza sezonem, robią swoje.
Trafiło mi się jak ślepej kurze ziarno. Woda dla mnie dzika (to był mój pierwszy wyjazd na Mazury) a do tego ja wędkarz rzeczny. Zadziałało prawo frajera. A czy trafiłem na linowe eldorado sprawdzę w przyszłym roku.
Szpadel, wybacz, ale nazwy jeziora ode mnie nie wyciągniesz. A na pewno nie na forum publicznym. Sporo ludzi czyta takie niusy i już się kilkukrotnie przekonałem, że podawanie dokładnych miejscówek w sieci nie wróży dobrze... Przykre to, ale niestety prawdziwe...
Żeby jednak nie było, żem totalny cham i egoista, napiszę, że to szeroko rozumiane okolice Augustowa. Co do kłusownictwa to nie mam bladego pojęcia jak sprawa wygląda. Jak już pisałem, byłem tam po raz pierwszy... Na tym "moim" jeziorku nie zaobserwowałem nic niepokojącego. Ale podejrzewam, że miejscowi, poza sezonem, robią swoje.
Ja też byłem na pojezierzu suwalskim. Ja mogę zdradzić gdzie byłem:) Jezioro studzieniczne od śluzy swoboda. Jezioro przełowione ale cos tam jeszcze pływa i przy odpowiednim nęceniu można połowić. Trochę niewielkich szczupaczków, trochę łanego okonia, leszcze takie około 1kg no i PŁOĆ 30+. Niestety miejsce na te płocie odkryłem na sam koniec pobytu. 3 razy łowiełm z nastawieniem wyłącznie na tą rybę i sztuki poniżej 25 cm trafić nie mogłem (a chciałem bo żywcówkę miałem zamiar postawić). Podsumowując ja jestem zadowolony z pobytu na "Mazurach" choć niedosyt pozostaje.
- zdechnietaryba
- junior
- Posty: 341
- Rejestracja: 29 gru 2008, 16:41
- Lokalizacja: bychawa
- Kontaktowanie:
-
- moczykij
- Posty: 105
- Rejestracja: 22 maja 2008, 10:49
- Lokalizacja: Lublin
-
- moczykij
- Posty: 105
- Rejestracja: 22 maja 2008, 10:49
- Lokalizacja: Lublin
alfkrystian super rybki ale ostatnia chyba najładniejsza rybcia i niech zgadne teleskop byron? mam taki już chyba z 10 lat i kilka razy w roku nim łapie i powiem szczerze wędka uniwersalna i niezniszczalna
Ostatnio zmieniony 09 gru 2009, 16:37 przez palcis, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- moczykij
- Posty: 105
- Rejestracja: 22 maja 2008, 10:49
- Lokalizacja: Lublin
skuszony Twoja opowieścia bylem w trakcie wakacji na Mazurskich jeziorach z zamiarem zapolowania na tamtejsze liny. niestety to co zastałem nad woda porazilo mnie. sciagnelismy z ojcem 4 siatki w trakcie rzutow spiningiem. za co mysle ze w odwecie porysowano nam auto;/ a wyniki w wodzie marne. jeden zblakany linek 38 cm pare leszczy i ploci a wyjazd ponad tygodniowy;/ okolice Szczytna
bo liczy sie pasja a nie sprzet:)
lepsza płoc na haku jak lin w tataraku:D
lepsza płoc na haku jak lin w tataraku:D
Wróć do „Fotorelacje z naszych wypraw”
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość