Rozmowa z… Tomasz Bronicki
Tomek Bronicki – jak sam o sobie mówi – lat 26, nałogowy spławikowiec. Redaktor i współzałożyciel internetowego portalu wędkarskiego matchfishing.pl. I to głównie o wędkarstwie porozmawiałem z Tomkiem, serdecznie zapraszam.
Jak to się stało, że pierwszy raz pojawiłeś się „na rybach” i ile lat wtedy miałeś?
– Wędkarstwo podobało mi się od najmłodszych lat. Jako dziecko uwielbiałem wycieczki z wujkiem albo dziadkiem w czasie wakacji w rodzinnej miejscowości mojego taty – Rejowcu. Chodziliśmy nad stawy. Część to były stawy rybne, gdzie obserwowałem karpie pływające pod powierzchnią. Były też stawy gdzie można było łowić na wędkę. Tam przyglądałem się miejscowym wędkarzom. Pamiętam jak mi się podobały kołowrotki. Miałem może 12 lat jak poszedłem z moim najlepszym kolegą na ryby. Mieliśmy jedną wędkę – spining, ale łowiliśmy ze spławikiem. Brały japońce.
A kiedy poznałeś świat wędkarstwa spławikowego w wyczynowym wydaniu?
– Takie szuwarkowanie z teleskopem trwało jakiś czas. Potem kupiłem pierwszą odległościówkę, wiadro, sito… To były w lokalnym rejowieckim towarzystwie innowacje z jakich część się śmiała. „Po co takie wielkie wiadro?” (17l), białe robaki były wtedy uważane za wyszukaną i trudno osiągalną przynętę, przywożoną czasem z miasta. Łowiło się na ciasto z kaszy manny, z chleba, na kukurydzę. Mimo wszystko wspominam tamte czasy bardzo miło. Wędkarstwo było wtedy zupełnie nieskrępowane. Człowiek zabierał się na ryby wszystko nosząc „na raz”. Teraz czasem i 3 kursy z auta trzeba zrobić. Zawody wędkarskie pojawiły się gdzieś na początku liceum. Wtedy nie lubiłem niektórych lekcji i zdarzało mi się zwiać do sklepu wędkarskiego. Tam miałem dwóch kolegów – aktywnych lokalnych zawodników. To oni namówili mnie na pierwsze wyjazdy z tyczką. Na początku nie były to zawody. Nie miałem swojej wędki ani sprzętu i po prostu zabrali mnie ze sobą na ryby. Spodobało mi się to bardzo i po jakimś czasie kupiłem pierwszą tyczkę Jaxon Vip.
Pierwsze zawody? Pamiętasz je? Jak Ci poszło i czy już wtedy wiedziałeś, że to jest ten kierunek wędkarstwa, który zajmie większość część Twojego „hobby z wędką” ?
– Pierwsze zawody były o tytuł Mistrza Koła. To był jeden z moich pierwszych wyjazdów z rurą. Wygrałem zdobywając 3 pkty. Pamiętam że łowiłem płocie, ręce mi się trzęsły a nęciłem MVDE Turbo Black 🙂 W ogóle tam miała miejsce taka sytuacja: W I turze wygrałem pewnie odławiając płotka za płotką. W II turze wylosowałem, wygruntowałem, zanęciłem. Przez półtorej godziny nie miałem ryby. Dopiąłem element, przesunąłem się 5 m w bok, zanęciłem jeszcze raz inny punkt i zdołałem nałowić ryb na 2 pkt. Wygrałem wagą. Mój pierwszy rozwiązany problem zawodniczy 🙂 Potem były MO na zalewie Żółtańce. Też udało mi wtedy wygrać. No i MP… kanał Karłowice we Wrocławiu. Woda zupełnie inna od naszych. Dużo głębiej, delikatny uciąg, trudne ryby. Nie poradziłem sobie za dobrze, aczkolwiek w I turze nałowiłem trochę uklejek i byłem 15. W II turze trzeba było łowić na pełne 13m (taki był juniorski limit), wiatr wiał, obok blokował mnie Arek Pawlak. Ratowałem się okoniami pod nogami, bo białej ryby nie umiałem złowić. Spadłem znacznie i w generalce wylądowałem w połowie stawki.
To chyba nie jedyny tytuł MO jaki zdobyłeś? – W juniorach: 2x MO Juniorów Chełm (2001, 2003)
dwukrotny udział w MP i w GPP (było to jeszcze przed reformą),
14 na MP Juniorów w Gdańsku 2003 (7 i 10 w sektorze),
12 (miejsce podaję „z głowy”) na GPP w Olsztynie 2003 (kan. Mioduński).
W następnym roku byłem w klasyfikacji wędkarza roku dosyć wysoko, bo 24, pomimo startu tylko w dwóch z pięciu imprez. Potem w Seniorach było trudniej, ale:
2 m-ce na MO Chełm Seniorów 2007, zabrakło 30 dag.
Pierwsze miejsce w klasyfikacji Wędkarza Roku 2007 w Chełmie,
pierwsze miejsce w cyklu trzyturowym: Spławikowy Puchar Ziemi Lubelskiej 2008,
po przenosinach do Krakowa:
2 m-ce w MO Kraków 2010, uciekł mi leszcz z podbieraka na wagę zwycięstwa,
jedynka sektorowa na zawodach Maver Cup na Porębie.
To takie najważniejsze dla mnie miejsca i wydarzenia. Pojedynczych zawodów GPO nie przytaczam. Tam też udało mi się parę razy powalczyć. W juniorach to w ogóle była fajna sytuacja, bo w okręgu chełmskim właściwie to rywalizowałem tylko z Piotrkiem Kawiakiem – moim serdecznym przyjacielem do dziś. Reszta chłopaków jakoś mniej się chyba angażowała.
Pisałeś wcześniej o przesunięciu się 5m w bok, ponownym zanęceniu, co dało odpowiedni wynik. Czy pamiętasz 2-3 sytuacje już podczas zawodów, w których musiałeś coś niestandardowego zmienić, co przyniosło Ci zamierzony efekt? Taki błysk, który zwala innych z nóg i przez jakiś czas daje poczucie dumy z pomysłu i realizacji?
– Heh. To chyba są najfajniejsze momenty w zawodach. Ryby nie biorą nikomu, ty coś robisz i nagle okazuje się, że oni dalej się modlą a u Ciebie woda jednak żyje.
Czy zdradzisz chociaż 1-2 tajemnice? 🙂
– Np. zawody GPO Chełm na Żółtańcach. Łowiliśmy płotki na 11m. Brały nieźle. W zasadzie ryba na minutę. I nagle zrobiła się cisza. Zaczęliśmy kombinować, ktoś donęcił… bez efektu. Na treningach łowiło się najwięcej na styku z dnem. Tymczasem ryby podniosły się w pół wody. Wystarczyło wziąć top ze spławikiem 0,3gr, cieńszą żyłką i rozłożonym obciążeniem. Woda ożyła. Co ciekawe złowiłem kilkanaście rybek, podczas gdy konkurencja praktycznie nic. Z daleka pokazałem Piotrkowi Kawiakowi co zadziałało. Po chwili i on zaczął łowić. Zajęliśmy 1 i 2 miejsce 🙂
MO Chełm, Bug, Wola Uhruska. Po zanęceniu nic się nie działo. Parę płotek. Zacząłem donęcać, bo potwornie ciągnęło (40gr). Najpierw zanętą z robakami, potem kombinacje atraktorowe. To się nie zdarza często, ale tym razem udało się trafić ze smrodem w 10. Ryby przyszły po donęceniu z pewnym atraktorem SS. Napiszę tylko tyle, że pakują go w czarno-czerwoną paczkę. Potem na próbę donęcałem innymi, ale ewidentnie pasował im ten jeden. Wtedy wygrałem turę z wagą prawie 7 kilo.
Kiedyś miałem podobną sytuację do tej z pierwszych MK. Dostałem rano przed zawodami bardzo kiepskiego jokersa. Mimo to wrzuciłem go do wody. Rybom jednak się to bardzo nie podobało. Po godzinie kombinowania przeniosłem się w bok, zanęciłem jeszcze raz i łowiłem płotka za płotką, trzymając rybę pinką strzelaną z procy. Jokers podobnie wtedy zepsuł łowiska dwóm moim kolegom z drużyny.
Co Twoim zdaniem ma największy wpływ na dobry wynik? Wiadomo, że jest wiele składników, ale te najważniejsze? Czy właśnie pomysłowość podparta doświadczeniem?
– Wędkarstwo to o tyle fajna dyscyplina, że kluczowe jest doświadczenie. Dzięki temu można ją uprawiać nawet przez kilkadziesiąt lat. Nie jest jak w piłce nożnej 30-35 lat to już „dziadek”. Niebywale istotna jest też elastyczność, szybkość podejmowania decyzji, ale niekiedy upór, gdy wiemy że na pewno te 2-3 kabany przyjdą. Wielką rolę grają oczywiście przygotowanie, rozpoznanie wody, trening i wypracowana taktyka. Sprzęt to sprawa najmniej istotna. On ma nie przeszkadzać. Różnice między tyczką za 10 tys a za 2 tys jest tak naprawdę nieduża. 10/2=5. Ta droższa powinna być 5 razy lepsza, a nie jest. Jeśli mierzyć to ilością złowionych ryb, to skuteczność zacięcia i zysk na czasie z racji sztywności dadzą nam wynik może o 10% lepszy. W wyczynie ważne też jest szczęście. Nie ma co ukrywać. Dlatego popieram wszelkie pomysły na wyrównanie szans zawodników, takie jak wiele tur, sektory, podsektory, różnorodne łowiska zmuszające do używania różnych metod itd. Mam porównanie z kolarstwem, to moja druga pasja. Tam nie ma mowy, żeby ktoś jechał po asfalcie, a ktoś po poboczu. W wędkarstwie niestety to się zdarza, oczywiście w przenośni. Trzeba to zaakceptować i tyle.

Zaczepiłeś o wyrównywaniu szans podczas zawodów. Twoim zdaniem co można by ulepszyć w regulaminie zawodów spławikowych, a co jest obecnie pomysłem chybionym?
– Nie regulamin jest zły lecz system rozgrywek. Bardzo podoba mi się spojrzenie na tą sprawę Darka Ciechańskiego. Oto kilka pomysłów które przysłużyłyby się rozwojowi polskiego spławika:
1. Zawody powinny organizować kluby. Może to być zamiast np Puchar Olsztyna – Puchar Sensasa, Mavera, Catfisha itd. Tylko kto to zaakceptuje na Twardej?
2. Drużynowe GPP w trzech ligach, przy czym ostatnia to zawody regionalne.
3. Ligi mniejsze, po kilkanaście drużyn, tak żeby można było wreszcie rozegrać zawody na innych łowiskach, np karpiowych.
4. Oddzielne indywidualne zawody dla kobiet i młodych zawodników. Według mnie powinny to być serie kilku imprez w dwóch ligach, przy czym druga lokalna.
5. Każdy klub MUSI posiadać aktywnego juniora i kobietę startującego w zawodach z pkt 4.
6. Mistrzostwa Polski każdej kategorii jako dodatkowe pojedyncze zawody.
Sam regulamin rozgrywek ma być prosty i nie stwarzać opcji nadinterpretacyjnych. Teraz niestety mamy parę bubli prawnych. Obecny np. zakaz domaczania jest nieskuteczny. Można łączyć np. przemoczoną na rzadkie błoto glinę, przygotowaną wcześniej („gotową do użycia”) z suchą zanętą. W ten sposób przekroczenie limitu 17l objętości jest w świetle przepisów dozwolone. Czy nie prościej np. limitować wodę w spryskiwaczu? Można nawet dodać taki punkt przy kontroli zanęt, że kontrola obejmuje wodę przeznaczoną do domaczania, ma być jej 0,5l i ma być przy sędziach wlana do spryskiwacza. Podobnie mamy zakaz pęczkowania ochotki – nie wiadomo po co, czy zakaz używania telefonów (choć cały czas się trąbi o profesjonalizacji, czyli m.in o poprawie współpracy drużyny).
Kolejną chybioną inicjatywą jest wymiana siatek na 4m. Konsultowałem to z ichtiologiem i w większosci przypadków to nic nie da. Część ryb jak padało tak będzie padać. WIdać to zwłaszcza przy połowie uklejek. Kluczowy bowiem jest tu nie ten metr przestrzeni więcej a temperatura. Przy brzegu na płyciźnie w połaczeniu z niską zawartością tlenu może ona być dla zmiennocieplnych ryb zabójcza. Może weźmy przykład z imprez angielskich, gdzie zawodnik ma dwie siatki a ryby są ważone i wypuszczane w trakcie tury, powiedzmy co godzinę. Skoro motywem dla zmiany tego punktu jest dobro ryb to działajmy w tym kierunku skutecznie.
A czy próby pokazania GKSowi takiego schematu, które przedstawiłeś w tych 6 punktach były? Może by warto zebrać podpisy zawodników, czy przekonać do tego tych najlepszych zawodników?
– Tu jest pełny plan Darka, rzućcie okiem LINK
Skoro wkraczamy do internetu… Jesteś aktywnym zawodnikiem nie tylko nad wodą, ale właśnie w internecie. Obecnie jesteś współzałożycielem portalu wyczynowego matchfishing.pl, wcześniej byłeś moderatorem na wyczyn.fora.pl, a ja jeszcze wcześniej pamiętam Cię jako aktywnego użytkownika forum na stronie Tomka Furyka. Czy było coś wcześniej w czym brałeś udział? Skąd bierzesz czas na dzielenie się informacjami i wskazywanie drogi młodszym zawodnikom?
– Wolny czas można mieć tylko gdy się dobrze organizuje te 24 godziny, którymi się dysponuje. Ja się staram tak to wszystko godzić. Arystoteles pisał, że w życiu trzeba znaleźć równowagę, „złoty środek”. I to jest istotne! Na wszystko musi być czas i miejsce. Nie cierpię np. bezgranicznego poświęcenia się zarabianiu, albo permanentnemu nieróbstwu, czy jakiejkolwiek jednej (i tylko jednej) dziedzinie życia. Wszystko jest potrzebne, ale trzeba sobie wyważyć różne sprawy i być wszechstronnym. Jeszcze jest sprawa chęci. Nie wolny czas definiuje naszą pomocną dłoń dla młodszych zawodników, a przede wszystkim chęci. Ja lubię pomagać i mam z tego satysfakcję. Nie jestem gigantem wyczynu. Jest cała masa lepszych ode mnie, ale jeśli tylko mam możliwość i ktoś tego oczekuje, to podpowiem. W ogóle denerwuje mnie arogancja niektórych zawodników, którzy najprostsze sprawy traktują jak wielkie tajemnice. Czasem początkujący ma problem ze znalezieniem podstawowych informacji, a do tego bywa wpuszczany celowo w maliny. „Bo nie daj Boże wyrośnie na konkurencje”. Sam pamiętam takie sytuacje z początków mojego zawodniczego wędkarstwa. Wiem jak zniechęcały. Teraz się uodporniłem. Wcześniej nie było w sieci chyba stron internetowych. Był równolegle T. Furyk i stary Leszcz T.Horemskiego. Więcej pisałem chyba na leszczu.
Wędkarstwo to nie jedyne twoje hobby, wiem o kolarstwie, kajakach, strzelectwie. Możesz coś napisać o swoich innych pasjach, potrafiłbyś stworzyć ich hierarchię?
– Kolarstwo uprawiam równolegle do wędkarstwa. Uwielbiam ruch. Wysiłek fizyczny daje odpoczynek psychiczny i generalnie poprawia samopoczucie. Na rowerze paszcza mi się sama uśmiecha 🙂 Mam dwa rowery: górski i szosowy. Jeżdżę wycieczkowo, ale też czasem ścigam się na szosie. W lokalnych zawodach pod Chełmem miałem nawet niewielkie sukcesy 🙂 Strzelectwo to właściwie dla mnie wyłącznie zabawa. Mam wiatrówkę z lunetą i lubię sobie czasem „popykać”. Aczkolwiek ostatnio prawie nie strzelam. Flinta stoi w pokrowcu w szafie i czeka aż się wyniosę z Krakowa do leśniczówki 🙂 Żeby była jasność to polowanie raczej nie będzie moją pasją. Zostaną puszki. Długo, bo prawie przez całe studia trenowałem Capoerie. To brazylijska sztuka walki. Dużo w tym akrobatyki, a do tego są takie elementy jak rytm, a nawet taniec. Jakieś półtora roku temu przestałem trenować regularnie, ale co jakiś czas chodzi mi po głowie myśl, żeby wrócić. Kajaki to moja relatywnie nowa pasja. Od 3 lat co wakacje jeżdżę na 2 tygodniowy spływ. Mamy własny kajak (składany neptun z ’76 roku). Zabieram moją lepszą Połowę, prowiant, namiot, butle z gazem i przez ten czas żyję zupełnie inaczej niż normalnie. Liczy się tylko ładne miejsce na biwak z plażą do kąpieli i głębiną do wędkowania, zaopatrzenie w wodę i jedzenie na następne dwa dni, generalnie podstawowe potrzeby. Inne spojrzenie na życie. Docenia się wtedy przyrodę, ludzi, inaczej patrzy na cywilizacje. Jednocześnie wychodzą sprawy, które są naprawdę istotne i takie, które tylko generują sztuczne problemy. Tak czy inaczej polecam. Relax, sielanka, słońce 🙂 Hierarchia? 1. Wędkarstwo 2. Kolarstwo 3. Capoeira/Kajaki 4. Strzelectwo. Aaa… jeszcze czasem biegam w zimie, ale to nie pasja. Raczej jest to przygotowanie do sezonu kolarskiego. Kondycja musi być.

A kuchnia? Coś mi się wydaje, że potrafisz więcej niż racuchy 🙂
– Hehehe, widzę że moje wizyty i racuchy pozostaną nierozłączne. Lubię gotować. Jakoś mam do tego trochę wyczucia. Nie tylko racuchy, aczkolwiek ciasto drożdżowe jest moim ulubionym. Mięsa, ryby, pizza, wariacje kuchni włoskiej 😉 No i piekę czasem. 🙂 np biszkopty, pierniki…W celach wędkarskich czy kulinarnych ? 🙂
– W kulinarnych wolę drożdżowe. A te dwa dla ryb 🙂
Wróćmy do wędkarstwa, najlepszy wg. Twoich kryteriów zawodnik na świecie i w Polsce?
– W Polsce Piotr Lorenc i Wiktor Walczak. Na świecie Anglicy – Allan Scothorne, Bob Nudd, Will Raison.
Podglądanie najlepszych daje dużo, szczególnie najmłodszym zawodnikom. Ale trzeba wiedzieć jeszcze na co zwracać uwagę, na co ty głównie zwracasz uwagę obserwując z notesem najlepszych/bądź innych zawodników?
– Na kluczowe sprawy i ich powiązanie. Warto obserwować dobrego zawodnika od początku przygotowań do końca tury. Wszystko może być istotne. Zwracam uwagę na gruntowanie, wybór miejsca łowienia, wielkość zestawów, rozłożenie obciążenia, długość przyponów, ustawienie gruntu, zanętę, jej konsystencje, ilość, kolor, ilość mięsa, liczbę kul, to czy się rozbiją o wodę czy nie, donęcanie, podanie przynęty i prowadzenie zestawu, miejsce z największą liczbą brań… No i oczywiście na wybiegi i korekty jakie czyni zawodnik. Np. przyglądałem się jak pewien zawodnik na MP na Dworach gruntował. Z daleka wydawało się, że będzie miał zestaw ustawiony tuż nad dnem lub na styk. Tymczasem uważnie się przyglądając spostrzegłem, że to była żabka – zwykle stosowana na rzekach a nie kanałach. Kładł na dnie cały 30cm przypon 🙂 Żabka była zaciśnięta na ostatniej śrucinie.
Ulubione łowisko – zawodnicze i te nad którym chciałbyś spędzać najwięcej czasu?
– Jedno? Nie mam 🙂 Parafrazując: „Żeby tyczka miała smaczek raz kanałek raz potoczek” A poważnie to prywatnie mógłbym wędkować tylko na Bugu. Zawodniczo hmm… lubię jak jest równe łowisko.

Jakiej firmy spławików najczęściej stosujesz, jaki model i dlaczego akurat te?
– Oj różnych 🙂 Na wodzie stojącej przy normalnych braniach Maver – korpus jak dik, ale ze zwykłą krótką anteną i węglowym kilem. Na wodzie stojącej przy trudnych braniach wybieram smukłe spławiki z metalowym kilem i cienką szklaną anteną, czasem z metalową. Na kanale „cebulki” Vimby na metalowym kilu (akurat te mam ze znakiem Trapera). Podobne mam Tubertiniego. Na głębokim wolnopłynącym kanale Vimby i Trabucco z korpusem jak lekko wydłużona bombka, ze szklaną anteną i węglowym kilu. Na Wiśle w centrum Krakowa, gdy woda płynie bardzo wolno wolę grubszą antenę plastikową np. Colmic Menta, Jolly. Na rzece używam spławików które robię własnoręcznie.(Koniecznie zobacz Tomka opis wykonania własnoręcznie spławików rzecznych
LINK)
Czy stawiasz sobie jakieś cele do osiągnięcia? Czy zawody to tylko dodatkowa adrenalina połączona z hobby nr1?
– Ja jestem ambitny, w wędkarstwie chcę być przede wszystkim dobry, chcę się rozwijać, uczyć. Jestem młodym zawodnikiem. Mam świadomość, że jakbym teraz miał jakieś wielki sukces to pewnie by było to w znaczącej części dzieło przypadku. Mam marzenia, ale nie lubię gadać o marzeniach, gdy nie ma dokładnego planu ich realizacji. Chciałbym kiedyś walczyć w GPP lub analogicznych rozgrywkach o najwyższe laury, wędkować z zapleczem klubowym, sponsorem, trenować z dobrą, otwartą ekipą. Tyle, że puki co to czcza gadanina. Co innego cele krótkoterminowe. Chciałbym w przyszłym roku utrzymać się w piątce w GPO Krakowa. Chciałbym powalczyć w cyklu Colmica o jak najwyższe lokaty. No i rozwój, każde zawody przynoszą bezcenne doświadczenia. Im więcej startów i „wyjazdów szpiegowskich” tym więcej wiedzy. Tak do tego podchodzę.
A jak się rozwija portal matchfishing.pl, którego jesteś jednym z założycieli? Jakie plany na przyszłość związane z portalem i jakie sobie cele stawiacie?
– Portal rozwija się nieźle. W ciągu roku zgromadziliśmy 2300 użytkowników. Odwiedza nas dużo ludzi, aczkolwiek są nadal pewne braki. Np. aktualizacje i artykuły. Opublikowaliśmy ich prawie setkę, ale bywały przestoje. Chcemy żeby były to teksty maksymalnie profesjonalne i na poziomie, tymczasem autorów, którzy są w stanie podołać wyzwaniu nie ma wielu. Matchfishing.pl jest naszym hobby. Taki substytut i czasem uzupełnienie wędkowania. Chcielibyśmy z czasem stać się centrum informacji o wyczynie w Polsce. Tak, żeby każdy zawodnik majacy dostęp do sieci wiedział co to jest MF i tam zaglądał. Chodzą nam po głowie relacje z zawodów GPP online, współpraca z największymi nazwiskami. Pomału też zaczynamy pracować nad marketingiem i częściową komercjalizacją portalu. Jest to niezbędne, bo pochłania on znaczne środki. Tymczasem nie mamy jeszcze na tyle stabilnej marki, a rynek wyczynowy w Polsce ma się do np. włoskiego jak mrówka do słonia. Fajnie by było, gdyby portal Matchfishing.pl doczekał się kiedyś prawdziwej etatowej redakcji, drużyny na GPP i współpracy z największymi nazwiskami… Tyle, że to jest puki co taka sama gadanina jak to co mówiłem o moich zawodniczych marzeniach.
Życzę realizacji tych wszystkich planów i dzięki za wywiad.– Również dziękuję.