Wojciech Brzana MO15i16

Wojciech Brzana – spławikowy Mistrz Okręgu 2015 i 2016


 

Chyba każdy z nas marzy o tym, aby wygrać zawody. Jednak są pewne wyjątkowe zawody, po których jest się prawdziwym mistrzem. To Mistrzostwa Okręgu, rozgrywane raz w roku podczas jednego weekendu. Kilku jak nie kilkunastu kandydatów, do tego zawsze jakieś „czarny koń” zawodów. To jedyne zawody, gdzie liczy się tylko zwycięstwo, a miejsce drugie jest już tym pierwszym z przegranych. W nagrodę za zwycięstwo oprócz pucharu i szacunku kolegów jest możliwość rywalizacji w Mistrzostwach Polski obok najlepszych spławikowców w naszym kraju. Podobno też, jeszcze trudniej obronić tytuł mistrzowski niż go zdobyć. Tej sztuki dokonał Wojciech Brzana, który opowiedział nam o swojej obronie tytułu mistrzowskiego w dniach 2-3 lipca 2016 roku na zbiorniku Dratów.
 

Jako obrońca tytułu z 2015 roku przed M.O. odczuwałem lekką presję i do zawodów chciałem się przygotować najlepiej jak potrafię. Starałem się w miarę możliwości wszystko ogarnąć i zaplanować. Podstawą były treningi. Postanowiłem poświęcić na nie trzy dni w tygodniu poprzedzającym zawody. Wybrałem okres od wtorku do czwartku z obowiązkowym odpoczynkiem w piątek (rada Marcina Kasprzaka, żeby się nie przetrenować :)). Pogoda sprzyjała, ponieważ we wtorek był wiatr południowy, w środę flauta, a w czwartek północny, co pomogło sprawdzić wszystkie warianty. We wtorek ćwiczyłem tylko tyczką, w środę odległościówką, a w czwartek obydwoma metodami. Bardzo obfite treningi, jak również obserwacje z zawodów mistrzowskich sprzed dwóch tygodni pokazywały, że ryb jest dużo i są głodne :).

Dokładnie tydzień przed I turą MO Wojtek brał udział w zawodach Lubelskiej Ligi Spławikowej. Jeszcze wtedy było 7 miejsce w sektorze z 2720pkt


 

Wstępne wyposażenie na dwa dni było takie same. Bez względu na pogodę rozłożone dwie odległościówki i pełny pack tyczki. Ukleje, o których było słychać wcześniej, sobie podarowałem ze względu na obfitość leszczy. Na tyczkę łowiłem zestawami od 1 do 2 gr. Żyłka główna 0,10, przypon 0,08 mm, mocny hak nr 16 Milo. Odległościowe zestawy zbudowałem na żyłkach 0,16 i 0,18 mm, użyłem typowych haków odległościowych zawiązanych na żyłkach 0,10 i 0,12 mm, spławiki 10 i 12 gr. Na każdą turę przygotowałem pełny limit gliny i zanęty oraz robaków. Wydaje mi się, że zanęta nie miała większego wpływu, byle była aromatyczna i treściwa. Ja wybrałem leszczowe mieszanki Sensas i Mondial, łacznie 3litry suchej. Co do gliny, to zawsze ma spore znaczenie i trzeba jak najlepiej trafić w warunki zastane na łowisku. Pierwszego dnia użyłem mieszanki glin: 3x argilla, glina wiążąca, i po pół paczki rozpraszającej i ziemi bełchatowskiej. Do tego miałem do donęcania osobno ziemie i glinę wiążącą w zależności od warunków. Wszystkiego ok 14-15 litrów. W sobotę wrzuciłem 10 kul zanęty z gliną i 10 kul gliny. Wszystko w różnych konsystencjach. Robaki poszły na grubo. Kaster, cięte czerwone i joker – wszystkiego po 0,75l. Pinka i biały tylko 0,25 l na hak lub do kubka. Ochotki haczykowej miałem po 100ml na turę. Na odległość wstrzeliłem 40 kul.
W sobotę seria złych losowań została przełamana i trafiłem otworek od środka w sektorze A. Na początku w mojej części sektora ryb nie było. Złowiłem jednego leszcza i przerwa. Po ok. 30 min sprawdziłem co się dzieje pod odległościówką. Mocny uciąg, a silniejszy przy brzegu sprawiał, że robił się pod wodą łuk z żyłki i spławik szybko ściągało z łowiska. Wlokący się po dnie hak zaczepiał o przeszkody i zatapiał spławik, pozorując brania. Szybko się okazało, że na odległości tego dnia nie połowię. Wróciłem na tyczkę i co jakiś czas podawałem kubek gliny z robakami. Systematyczność i sprzyjające stanowisko poskutkowało wpłynięciem leszczy, które odskakiwały co jakiś czas, ale wracały do mięsa po podaniu kolejnej porcji. Ryby nie przechodziły jednak dalej , o czym boleśnie przekonali się koledzy z lewej strony. Pierwszy dzień zakończył się 2 sektorową, a do 1 zabrakło niespełna 200gr. Nie mogłem przez to odżałować sporego leszcza, który wypadł mi z podbieraka…. ale cóż.
Nie tracąc otuchy w niedzielę, tak jak w sobotę przyjechałem dużo wcześniej, aby w spokoju przygotować mieszanki i robaki. Ze względu na prognozy planowałem zastosować cięższa mieszankę. Zamiast bełchatowskiej dodałem glinę wiążącą. Po losowaniu (równie szczęśliwym 9C) okazało się że w tym rejonie można spodziewać się mułu (i tu podziękowanie za ostrzeżenie dla Teamu Wysocki Brothers). Na stanowisku szybko to sprawdziłem dużym gruntomierzem i rzeczywiście miejscami występował muł. Udało się jednak znaleźć twardsze podłoże gdzie postawiłem towar. Pogoda w niedziele nas nie oszczędzała. Silny wiatr sprawił, że byłem zmuszony skrócić wędkę o jedna rurę, a i tak było co trzymać. Ze względu na wiatr zdecydowałem się mniej wstrzelić pod odległościówkę (20 kul), ale całkiem z niej nie rezygnowałem. Uciąg był mniejszy niż w sobotę i spławik dłużej pozostawał w polu nęcenia. Po gruntowaniu miałem nie lada dylemat. Okazało się, że w łowisku stoją leszcze, o czym zaalarmował przypon cały pokryty śluzem. Zastanawiałem się, czy nie podawać wszystko delikatnie kubkiem. Ryzykowałbym wtedy szybsze rozmycie małych kul oraz wolniejsze podawanie zanęty w huraganowym wietrze. Natomiast wrzucenie ciężkich kul zapewne wypłoszyłoby ryby…. a ryby do sąsiada :). Pomimo tego zaryzykowałem wariant drugi. Dodatkowo kosztem odległościówki więcej podałem pod tyczkę. Szybko się okazało, że dawcy śluzu zniknęli. Kolega otwierający zawody po prawej stronie zaczął systematycznie odławiać ryby (na moje szczęście tracąc sporo po drodze). Kolega po lewej stronie również łowił więcej. Ja natomiast musiałem długo czekać na pierwsze branie. Z drugiej flanki dobiegały niepokojące wieści o dobrych braniach w tamtej części. W moim łowisku pierwsze ryby ustawiły się na rozmyciu. Nie tracąc nadziei nieprzerwanie co jakiś czas podawałem kubek za kubkiem. Konsekwencja przyniosła oczekiwany skutek. W trzeciej godzinie wpłynęło duże stado sporych leszczy. Zaczął się szalony wyścig z czasem i kolegami. W pełnym skupieniu i nie zważając na ulewny deszcz oraz silny wiatr, wpadłem w rytm skutecznego i szybkiego odławiania ryb w przedziale 300 – 500 pkt. Najlepiej sprawdzały się 3-4 ochotki. Na 15 min przed końcem zawodów, duży leszcz wszedł mi w zaczep i fartowny zestaw 1,5 gr uległ zniszczeniu. Założyłem 2gr ale to nie było już to, chociaż złowiłem jeszcze kilka ryb w tym 3 w ostatnich 5 minutach. Podkreślę, że wcześniej tempo było dużo lepsze. Rybę miałem do końca zawodów. Waga u mnie była szybko. Poznoszę siatkę i ojjj… jest sporo. Wskazanie 12960gr. Wieści niosą, że w sektorze łowili systematycznie jeszcze Przemek Tęcza i Grzegorz Mirosław. Odprowadziłem wagę do ich stanowisk i okazuje się, że moich ryb było więcej… jest 1 sektorowa! Będący blisko Marcin Kasprzak szybko zdobył informacje, że konkurenci z dnia poprzedniego dziś nie połowili… Nieoficjalne wiadomości – obroniłem tytuł mistrzowski! Jak zwykle opóźniony w pakowaniu tym razem dostałem jakby szybszych obrotów, aby jak najszybciej uzyskać oficjalne dane. Marzenie stało się faktem. Zdobyłem tytuł Spławikowego Mistrza Okręgu drugi raz rzędu!

Wojtek podczas ubiegłorocznych MP na Warcie w Świerkocinie


 

Przed zawodami wiadomo było, że trzeba podać na bogato. Moim zdaniem ważna jak zawsze, tak i na tych zawodach była konsekwentna realizacja taktyki, która na podstawie wcześniejszych obserwacji powinna być skuteczna. U mnie to było nieustanne podawanie towaru kubkiem i „uwięzienie” ryb w łowisku. Dodatkowo ważne było niesłabnące morale w niesprzyjających warunkach pogodowych oraz kiedy boki cię obławiają. Istotny wpływ, szczególnie w sobotę miało losowanie. W niedziele już mniejszy, bo ryba się rozeszła i łowili również ze środka sektora. Nie bez znaczenia było solidne przygotowanie i dopieszczenie szczegółów podczas treningów. Na szczęście mogłem sobie pozwolić na dodatkowe trzy dni wolnego.

W sierpniu Mistrzostwa Polski na Warcie w Poznaniu. Rok temu byliśmy z Marcinem na mistrzostwach na niższym odcinku tej pięknej rzeki. Bardzo lubię łowić na wodzie płynącej, więc z wielkim zapałem oczekuję wyjazdu. Mam nadzieję, że dojdzie do skutku. Kto wie, może nawet trener będzie ten sam…

Podziękowania jak zwykle dla Klubu Sensas Lublin i Marcina Kasprzaka za budujące dyskusje, a specjalne ukłony dla Bartka Sobolewskiego, za doposażenie sprzętowe i cenne wskazówki.
Pozdrawiam wszystkich, a tym co we mnie wierzyli serdecznie dziękuję.

Wyniki Spławikowych Mistrzostw Seniorów Okręgu PZW Lublin – 02-03.07.2016, Dratów

… tym razem MP będą również na Warcie, ale w Poznaniu. Trzymamy kciuki!